środa, 21 marca 2012

Bardziej zdycha, czy bardziej umiera nadzieja..

Już postanowiłam pochować, pogrzebać i zapomnieć o nadziei. Już odnalazłam analogię i wręcz animizowałam nadzieję w ciele starej kobyły, która mimo wszystko, a przede wszystkim mimo zdrowemu rozsądkowi - jeszcze żyła. Ale przyszedł kres i zdechła; może powinnam mówić umarła, bo przecież była bardzo dzielna, wiele przeszła i bardzo długo się trzymała... Przykro myśleć, że już staruszki nie ma i została pustka. A nadzieja - jak powszechnie wiadomo - umiera ostatnia, więc na tym pogorzelisku i cmentarzysku "jak żyć Panie Premierze, jak żyć"? 
I zdarzył się mały cud, cudek właściwie... Jak to niewiele trzeba: trochę słońca, trochę błękitnego nieba. Jak co dzień rano kaweczka i prasóweczka. Wpadł mi w ręce mało nośny duchowo i moralnie, jeśli sądzić po tytule i początkowej treści, periodyk dotyczący wyposażenia wnętrz. Bez przesadnego zaangażowania w analizę przesłania, które ogłasza kartkowałam leniwie, może trochę bezmyślnie. Na ostatniej stronie zapowiedź wiosny - w ramach niezaprzeczalnie pozytywnych newsów, a bezpiecznych do bólu - nie do podważenia, że nadejdzie i że będzie fajna.... Jakiś neutralny obrazek w tradycyjnie kiczowatym klimacie różu, kremu, seledynu, chyba też rzucik lawendy i... przepiękna myśl Jana Pawła II: "Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać". 
Zatkało mnie! A ja podła, wredna i niewdzięczna tak łatwo dałam zczeznąć szkapinie... Powstań i na barykady! Bądź znów rączą klaczą i gnaj przed siebie ile sił w nogach, wiatru w grzywie i fantazji w głowie. Znowu masz mnie na karku, a ja ciebie w duszy! Nadzieja powróciła i zamierza czerpać moc z ogromu przeciwności, które czyhają na jej życie.

Bo po nocy przychodzi dzień!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz